Jesteśmy osłabieni, zmęczeni, mamy złe samopoczucie, coraz częściej boli nas głowa, zaczynamy odczuwać dreszcze, bywa że wzrasta pragnienie, czasami zaś - wprost przeciwnie – pić nie chce się wcale. Nikt przy zdrowych zmysłach nie wiąże tych objawów z poważną chorobą układu krwionośnego. Najczęściej sięgamy po to co mamy pod ręką, niestety nie jest to zdrowy rozsądek tylko wyczekiwanie i suplementy diety, te: na oczy, na serce, na stawy, na wszystko.
Jesteśmy osłabieni, zmęczeni, mamy złe samopoczucie, coraz częściej boli nas głowa, zaczynamy odczuwać dreszcze, bywa że wzrasta pragnienie, czasami zaś - wprost przeciwnie – pić nie chce się wcale. Nikt przy zdrowych zmysłach nie wiąże tych objawów z poważną chorobą układu krwionośnego. Najczęściej sięgamy po to co mamy pod ręką, niestety nie jest to zdrowy rozsądek tylko wyczekiwanie i suplementy diety, te: na oczy, na serce, na stawy, na wszystko.
Bezpodstawne obawy
To czego najbardziej oczekujemy od naszego organizmu, to aby doprowadził się do stanu, w którym dolegliwości „przejdą same”. Bywa, że kilkutygodniowe wyczekiwanie daje pożądany efekt, ale bywa także i tak, że takiego efektu nie ma. Nie wszyscy wykonują badania krwi - nawet wówczas, gdy lekarz rodzinny, stwierdziwszy powiększone węzły chłonne, wręcza skierowanie na morfologię. To wówczas z tyłu głowy pojawia się nierozsądna myśl, że może lepiej nie wiedzieć, bo może to coś tak poważnego jak białaczka.
Współpracujący z Warsaw Medical Center prof. Lech Konopka, były konsultant krajowy w dziedzinie hematologii oraz swego czasu dyrektor Instytutu Hematologii i Transfuzjologii w Warszawie, uspokaja. - Nie jest tak, że każde zaburzenie w układzie krwiotwórczym oznacza poważne problemy zdrowotne, wiążące się z koniecznością hospitalizacji. Z reguły tak nie jest. Diagnozę musi postawić jednak hematolog w oparciu o wartościowy materiał analityczny. Zazwyczaj proste do spełnienia zalecenia lekarza przywracają równowagę organizmowi, nie zawsze jednak złu zaradzić może na przykład regularne przyjmowanie czynników krwiotwórczych: żelaza, witaminy B12 lub kwasu foliowego.
Złowrogie środowisko
Lepiej zapobiegać niż leczyć to truizm, który w przypadku chorób układu krwionośnego bywa wyjątkowo gorzki. Po latach od tragedii WTC wychodzi na jaw, że nazajutrz po 11 września 2001 r., Agencja Ochrony Środowiska (EPA), nie chcąc wzbudzać paniki, zapewniła, że powietrze wokół „Strefy Zero” jest bezpieczne. Stwierdzono niski poziom azbestu, a ołowiu i lotnych związków organicznych w badanych próbkach powietrza ponoć praktycznie nie było wcale.
Bezspornym jest fakt, że nowojorscy strażacy, którzy zaangażowani byli w akcję ratunkową, pracowali na gruzach WTC, częściej chorują na raka niż ci, którzy nie byli narażeni na wdychanie szkodliwych substancji. Analizy jak najbardziej poddają się statystycznym uogólnieniom, gdyż dr David Prezant, dyrektor ds. medycznych z NYFD, przebadał 11 tys. strażaków. Wyniki prac podano w prestiżowym piśmie medycznym „The Lancet”. Bezspornym jest fakt, że osoby, mające kontakt z pyłem wydobywającym się ze zgliszczy WTC, o 19 proc. częściej niż ich koledzy po fachu zapadały na raka, także atakującego układ krwionośny.
Prof. Lech Konopka jest przekonany, że nawet bez tak ekstremalnych sytuacji życie w wielkim mieście to poważny problem dla ludzkiego układu krwionośnego. Zło niosą spaliny, pył z klocków hamulcowych, wyziewy z zakładów produkcyjnych. Szkodliwe substancje znajdują się w wielu elementach wyposażenia wnętrz. Ich liczba jest znacznie większa niż liczba kosztownych i czasochłonnych badań, które mogłyby wykazać co jest, a co nie jest, i w jakim stężeniu, obojętne dla ludzkiego zdrowia. Wiadomo, że szczególnie groźne są polichlorowane dwubenzodioksyny, dwubenzofurany i dwufenyle obecne chociażby w niektórych środkach czystości powszechnie używanych w gospodarstwach domowych.
Psychika pod pręgieżem
Szkodliwe środowisko pada na osłabiony organizm, który broniąc się przed problemami życia codziennego, zwiększa stężenie cytokin. To bardzo precyzyjna broń, która wpływa na pracę układu odpornościowego. Nieostrożne jej użycie doprowadzić może do rozregulowania pracy całego ustroju.
Immunologia należy do dziedzin wiedzy bez długiej listy dokładnie opisanych eksperymentów naukowych. Jeden z nich przeprowadzono w Szwecji. Na poddanie układów immunologicznych obserwacjom naukowym zdecydowała się 41-osobowa grupa studentów ze sztokholmskiego Karolinska Institutet. Okazało się, że w trakcie sesji egzaminacyjnej w ich organizmach zarejestrowano podwyższony poziom limfocytów T. Zastępy obrońców organizmu postawiono w stan alarmu tak jak podczas ataku wirusów. Im większy stres przeżywamy, tym na większych obrotach działa nasz system odpornościowy. Długotrwający alert zmniejsza skuteczność siły reagowania w razie rzeczywistego ataku z zewnątrz.
Geny zmutowane
Stres sprzyja nieszczęściu, ale trzeba pamiętać, że zło powstaje wcześnie, bardzo wcześnie. Lekarze z Medical Research Council Molecular Haematology Unit (MRCMHU) w Oksfordzie oceniają, że z komórkami tzw. przedbiałaczkowymi przychodzi na świat co setna osoba. To ludzie, u których rozerwana nić DNA łączy się w nieodpowiednim miejscu. U 1 proc. szczególnych pechowców dodatkowo dochodzi do niepożądanych mutacji.
O komórkach przedbiałaczkowych wie prawie wszystko funkcjonujący w MRCMHU prof. Tariq Enver. Prawie wszystko, bo na pytanie jak na nie oddziaływać, aby nie były zagrożeniem dla człowieka, ani on, ani nikt inny jednoznacznej odpowiedzi nie znalazł.
Wirusy straszą
W przekonaniu laików za chorobami układu krwiotwórczego stoją niepożądane zmiany genetyczne. To powierzchowna prawda, w dodatku niecała.
Mononukleoza zakaźna - ostra samoograniczająca się limfoproliferacyjna choroba krwi, to przykład wskazujący na inną przyczynę zdrowotnych problemów. Choroba w klasycznej postaci wywoływana jest przez wirus Epsteina-Barr (EBV). Zalecenia profilaktyczne są niezmiernie proste - należy wystrzegać się przede wszystkim śliny chorych, ozdrowieńców i osób po przebyciu bezobjawowego zakażenia. Zalecenia są słuszne, ale jak je wypełnić skoro choroba szerzy się poprzez łańcuch zakażeń bezobjawowych i dlatego bardzo trudno jest ustalić kontakt z chorym.
W krajach rozwijających się u dzieci poniżej 5 roku życia, swoiste przeciwciała wykrywane są u 80 - 90 proc. badanych. W krajach, uprzemysłowionych wskaźnik ten jest o połowę niższy. Tak więc paradoksalnie zdecydowanie większe ryzyko zachorowania dotyczy osób żyjących w dobrych warunkach ekonomicznych. Pełnoobjawowa mononukleoza zakaźna rozwija się u co piątego zakażonego.
Eksperymentalne badania szczepionek przeciwko Ebola świadczą o tym, że w walce z niektórymi chorobami eksperci z dziedziny hematologii wcale nie znajdują się na ostatniej prostej.
Eksperymentalne i skuteczne
Sposoby dezaktywacji nowotworów krwi są coraz celniejsze. Dzięki odkryciu chromosomu Philadelphia poznano przyczynę powstawania białaczki szpikowej. Za zło odpowiada translokacja części materiału genetycznego pomiędzy chromosomem 9. a 22. Następstwem tych zmian jest powstanie patologicznego genu BCR-ABL. Wiedza ta pozwoliła na opracowanie leku działającego bezpośrednio na przyczynę powstania nowotworu. To inna liga w porównaniu do specyfików – często nieskutecznie – minimalizujących skutek choroby.
W leczeniu niezbędne są badanie cytogenetyczne umożliwiające rozpoznanie aberracji chromosomalnych w komórkach nowotworowych.
Bywa jednak, że o sukcesie wcale nie decyduje żmudna praca, a traf losu. Tak było w przypadku Vemurafenibu, inhibitora BRAF, leku zatwierdzonego do leczenia zaawansowanego czerniaka. Nieoczekiwanie okazało się, że jest on skuteczny w leczeniu rzadko występującej białaczki włochatokomórkowej (HCL).
- Przyjmowany doustnie lek całkowicie usuwa komórki nowotworowe – zapewnia prowadzący badania prof. Salvador Macip z University of Leicester. Problem w tym, że naukowcy nie wiedzą w jaki sposób lek ten zadziałał. Wiedza ta jest konieczna, gdyż tylko wówczas można mówić o optymalnym stosowaniu terapii.
Bezpodstawne obawy (epilog)
Prof. Lech Konopka, który doskonale zna najnowsze osiągnięcia medycyny w dziedzinie hematologii, uspokaja, że choroby krwi tylko w nielicznych przypadkach kończą się rozpoznaniem zmian nowotworowych, a te się leczy z coraz lepszym skutkiem. Z reguły niepokojące objawy dotyczą zmian o wiele bardziej prozaicznych. Trafnego rozpoznania dokonać potrafi tylko najlepszy specjalista, a tacy współpracują na co dzień z Warsaw Medical Center.
MS
****
Limfoarmia wewnętrznego reagowania
Dzień w dzień wystawiamy na prywatny użytek najliczniejszą i jednocześnie najmniejszą armię świata. Kilkadziesiąt miliardów żołnierzy, pilnie strzegących naszego ustroju - to brzmi imponująco. Inna sprawa, że obrońcy ci mieszczą się w objętości trzech łyżeczek od herbaty.
Limfocyty specjalnego przeznaczenia
Dumą sił zbrojnych, w której służbę pełnią białe ciałka, są elitarne oddziały desantowe limfocytów. Tworzą one grupy szybkiego reagowania. Limfocyty B dysponują precyzyjną i szybkostrzelną bronią - przeciwciałami. W ciągu sekundy limfocyt wyrzucić może w stronę przeciwnika grad pocisków złożony z kilku tysięcy przeciwciał. To broń szybkostrzelna, ale z uwagi na swoją konstrukcję, jednostronna, nie sprawdza się w walce z każdym typem przeciwnika. Na szczęście mobilne jednostki specjalnego przeznaczenia nie walczą zbyt długo samotnie, gdyż przybywają im z pomocą oddziały liniowe limfocytów T. W razie konieczności interferon, superszybki przekaźnik, śle meldunki do sztabu dowodzenia, a ten uruchamia kolejne jednostki limfocytów. Mobilizacja rozpoczyna się w węzłach chłonnych, dlatego w poważnych infekcjach węzły te się powiększają. To znak, że walka została podjęta.
Limfocyty T mają dość szerokie spektrum rażenia, dysponują także dobrze rozwiniętą łącznością na polu bitwy. Nic dziwnego, szkolone są w elitarnej akademii wojennej – w narządzie zwanym grasicą. Niestety organizm ludzki nie ma wystarczających sił i środków, aby utrzymywać ten narząd w pełnej sprawności przez kilkadziesiąt lat. Apogeum aktywności grasicy przypada na okres pomiędzy 18 a 20 rokiem życia człowieka. Później szkolenie młodych kadr jest coraz mniej intensywnie. Bywa, że akademia wojskowa na stałe zamyka swoje podwoje.
Braki wyszkolonej kadry oznaczać mogą kłopoty ze sprawnym dowodzeniem. Nie jest łatwo prowadzić skuteczną walkę z wrogiem, który – jak mało kto – posiadł sztukę kamuflażu. W warunkach wojny błyskawicznej o tragiczną pomyłkę nie trudno. System rozpoznania swój – obcy, oparty jest o karty identyfikacyjne, zawierające identyczny kod antygenu HLA (Human Leucocyte Antigens). Taki sposób zazwyczaj się sprawdza. Problemy mogą się pojawić gdy swój przejdzie na stronę obcego.
W walce ze skrytobójczym wrogiem nie sposób przecenić roli kontrwywiadu. Do tej służby nadają się znakomicie limfocyty T, które osiągnęły mistrzostwo w rozpracowywaniu zdrajców. Limfocyty nauczyły się rozpoznawać wśród własnych komórek struktury nowotworowe. Demaskują je po niewidocznym dla innych antygenie TAA (Tumor Associated Antigens). Oficerowie kontrwywiadu, gdy tylko rozszyfrują przypisane do nieprawidłowych komórek oznaczenie, zaczynają wydzielać sygnały alarmowe w postaci enzymu o nazwie lizozym. To jeden z lepiej poznanych naturalnych czynników hamujących rozwój drobnoustrojów. Lizozym mobilizuje do działania ciężką artylerię – makrofagi. Ich oddziały zmasowanym atakiem unicestwiają komórki rakowe. Kontrwywiad ani na chwilę nie może obniżyć czujności, gdyż w ludzkim organizmie codziennie powstaje ok. 4 tys. podejrzanych komórek.
Granulocyty – szara piechota
Tak jak w każdym wojsku, w systemie obronnym człowieka jednostki elitarne nie są zbyt liczne. Limfocyty stanowią niewielki odsetek komórek układu odpornościowego. To trzon armii, natomiast jej kościec budowany jest w oparciu o zastępy granulocytów. Stanowią one 60 proc. wszystkich leukocytów (krwinek białych). Nie są trwałe, przeżywają od 6 do 12 godzin. Część z nich zdolna jest do fagocytozy, czyli po prostu do połykania przeciwnika. W razie alarmu szeregi granulocytów rzucane są do akcji, ale pełnią także codzienną służbę patrolową. Granulocyty, wspólnie z pododdziałami makrofagów (w dosłownym tłumaczeniu - wielkich żarłoków), usuwają ze strefy bezpośrednich działań wojennych organizmy żywe i martwe: kurz, wirusy, bakterie.
Wróg nie śpi
Jest wiele miejsc dyslokacji komórek układu odpornościowego. Znajdziemy je nie tylko w elitarnej akademii wojskowej - grasicy, ale także m.in.: w śledzionie, szpiku kostnym i układzie oddechowym. Aż 80 proc. jednostek, wchodzących w skład układu odpornościowego, znajduje się w przewodzie pokarmowym. Tam stacjonują tzw. granulki limfatyczne, które na rozkaz wytwarzają przeciwciała.
Bez nieustannych działań zaczepno – obronnych, realizowanych przez zastępy leukocytów, nie przeżylibyśmy nawet jednego dnia. Tymczasem niehigienicznym, a nawet lekkomyślnym trybem życia nie ułatwiamy zadania strażnikom naszego ustroju. Usypiamy ich czujność, zmuszamy do interwencji, do których nie powinno dochodzić, angażujemy do działań nawet wówczas, gdy wróg nie atakuje.
Czasami dochodzi do tego, że z premedytacją obniżamy zdolności obronne organizmu. W tym celu wymyślono leki immunosupresyjne. W efekcie przed przemęczonymi i nieco zdezorientowanymi mikroobrońcami odparcie ataku wroga staje się o wiele trudniejszym zadaniem niż być powinno.
Opisywany w literaturze beletrystycznej frontalny atak nadchodzi z morza, lądu i powietrza. W przypadku organizmu człowieka dróg inwazji jest znacznie więcej. Leukocyty strzec muszą m.in.: błonę śluzową, układ oddechowy, nabłonek jelita, a nawet uszkodzoną skórę. Duża część zewnętrznego mikroświata usytuowała się we wrogim nam obozie, a mimo to zbyt często zachowujemy się beztrosko.
Działanie na rzecz wroga
Ułatwiamy zadanie wrogowi chociażby paląc papierosy. Jeden seans z papierosem sprawia, że na kilkanaście minut porażamy, wyściełające górne drogi oddechowe, rzęski nabłonka. A rzęski te pełnią ważne funkcje zaporowe. Palacze, wypalając jedną paczkę papierosów dziennie, wyłączają na co najmniej 6 godzin zapory inżynieryjne. W ten sposób wirusy i bakterie mają ułatwione zadanie.
Realizowanie funkcji obronnych przez układ odpornościowy można skutecznie utrudnić, obciążając przewód pokarmowy jedzeniem byle czego i byle jak. Właściwa dieta powinna składać się co najmniej w połowie z warzyw, owoców, a tylko w 20 proc. z mięsa (głównie z ryb) i nabiału. Ważne są produkty zbożowe niskoprzetworzone (z grubej mąki). Dieta bogata w błonnikpoprawia perystaltykę jelit. W ten sposób powstają optymalne warunki, sprzyjające prawidłowej pracy układu odpornościowego.
Ochrona wielowątkowa
Istnieje przekonanie, że jogurty, szczególnie te z żywymi kulturami bakterii, poprawiają odporność organizmu. Tego typu napoje mleczne mają wspierać naturalną odporność dzieci. Pamiętajmy jednak, że nie wszystko, co w drodze na sklepowe półki miało kontakt z tzw. dobrymi bakteriami, można nazwać probiotykami.
Korzystny wpływ na organizm człowieka mają tylko niektóre szczepy bakterii, i to dostarczone w ilości zapewniającej tzw. masę krytyczną (minimalną liczbę żywej mikroflory określa się na milion w 1 mm lub 1 g). W mniejszej ilości nie przetrwają wędrówki przez żołądek i nie założą zbawiennej kolonii w jelitach. Jesteśmy zdani na kupno biojogurtów, bioserków, bo w domowych warunkach z mleka pasteryzowanego lub UHT nie uzyskamy zsiadłego. Sprawdzajmy, czy na produkcie widnieją dokładne oznaczenia bakterii, np. Bifidobacterium (rodzaj) lactis (gatunek) DN-173 010 (szczep).
Probiotyki nie są panaceum. Prawdopodobnie nigdy nie będą stosowane w wypadku poważnych schorzeń, na pewno nie można ich podawać pacjentom z chorobami, które powodują wewnętrzne krwawienie, martwicę, czy perforację ścian narządów. Czasem korzystniejsze niż probiotyki są prebiotyki. Pobudzają one rozwój prawidłowej flory jelit, ale w odróżnieniu od probiotyków nie zawierają bakterii, a jedynie substancje stymulujące ich rozwój.
Wciąż nie jest także pewne czy sok z rośliny astrowatej Echinacea rzeczywiście o połowę redukuje niebezpieczeństwo złapania infekcji. O tym, że tak jest przekonuje dr Craig Coleman z University of Connecticut School of Pharmacy. Naukowiec powołuje się przy tym na wyniki kilkunastu badań potwierdzających wpływ zażywania soku z rośliny na układ odpornościowy człowieka.
Jedno jest pewne. Układ immunologiczny kształtuje się przez pierwsze dwa lata życia, dlatego tak ważne jest karmienie piersią. Mleko matki zawiera prebiotyki, które tworzą sprzyjające warunki do budowy optymalnej flory bakteryjnej.
Urodzeni mordercy
Naukowcy nie wiedzą wszystkiego o funkcjonowaniu układu odpornościowego, a od lat próbują nakłonić go do rozprawienia się z nowotworami. Uczeni reprezentujący School of Medicine wUniversity of Washington zaobserwowali, że układ odpornościowy niekiedy potrafi skutecznie zahamować proces rozrastania się guza, gdyż regularnie zabija część komórek nowotworowych. Dezintegracja nie przebiega jednak na tyle szybko, aby zmniejszyć lub zlikwidować guz. To wojna pozycyjna, w której żadna ze stron nie uzyskuje zdecydowanej przewagi. Choroba nie znika, ale także nie rozwija się.
Naukowcy nie byliby naukowcami, gdyby nie spróbowali wesprzeć natury w walce dobra ze złem. Specjaliści z londyńskich Imperial College, University College oraz National Institute for Medical Research poddali działaniu inżynierii genetycznej, obecne we krwi komórki macierzyste. Przekształcili je w białe krwinki nazywane urodzonymi mordercami (natural killers NK). Te swoiste robocopy miałyby wypełniać specjalne zadania. Wysyłano by je na pierwszą linię frontu, na której toczy się regularna walka z: nowotworami, stwardnieniem rozsianym oraz cukrzycą typu 1. NK drążą kanaliki w błonie chorych komórek i unicestwiają je od środka.
Doświadczenia naukowe przeniesiono nawet w kosmos. Bakterie po pobycie w stanie nieważkości stają się bardziej zjadliwe niż na Ziemi. Ich ataku doświadczył Fred Haise, uczestnik misji Apollo 13. Astronauta po powrocie na Ziemię przez kilka tygodni chorował na wyjątkową ostrą infekcję prostaty. Jeanne Becker z National Space Biomedical Research Institute uważa, że pobyt w nieznanym dla baterii środowisku stanowi dla niej stres, na który drobnoustrój odpowiada biochemicznym mechanizmem obronnym. Mikrob tworzy nową konfigurację białek. To poważne wyzwanie dla ludzkiego układu odpornościowego. Tym większe, iż okazało się, że brak grawitacji niekorzystnie wpływa na ludzkie geny. Działaniu stanu nieważkości poddano wyhodowaną kulturę komórek ludzkich nerek. Po pobycie w kosmosie zaobserwowano zdecydowane zmiany w ekspresji 1,6 tys. genów.
Zbawienne zmęczenie
Nie trzeba przenosić się w kosmos, żeby w sposób zauważalny doprowadzić do zmian w układzie odpornościowym. Tym razem pozytywnych. Wystarczy nie zapominać o wysiłku fizycznym na świeżym powietrzu. Wysiłek to może za dużo powiedziane, wystarczy intensywny spacer. Dotlenienie krwi zwiększa aktywność makrofagów i powoduje wzrost liczby limfocytów typu T. Zapewnia o tym prof. Steve Field, prezes Royal College of General Practitioners (organizacja reprezentująca interesy lekarzy rodzinnych w Wielkiej Brytanii). Prof. Steve Field przebadał tysiąc osób, które w okresie jesienno - zimowym przynajmniej przez 20 minut, kilka razy w tygodniu regularnie ćwiczyły fizycznie. Okazuje się, że osoby systematycznie się ruszające „łapią” przeziębienia o połowę rzadziej niż ci dla, których sport jest tylko pusto brzmiącym słowem. Prof. Steve Field nie ma wątpliwości, że aktywność fizyczna wspomaga sprawne funkcjonowanie systemu immunologicznego. Potocznie mówimy o hartowaniu ciała.
Niedobra samotność
Wystrzegać należy się nie tylko bezczynności, ale także samotności. Prof. Steve Cole z University of California w Los Angeles jest przekonany, że samotność obniża skuteczność działania układu odpornościowego. Ponad 200 genów samotników zniekształconych jest w części, odpowiedzialnej za układ immunologiczny. W ocenie prof. Steve Cole, osoby samotne są bardziej narażone na choroby i śmierć w młodszym wieku.
Uwaga na pucz
Antygeny chronić mają nas przed zdradzieckim działaniem wroga, ale tak jak strzelba, która raz do roku sama strzela, tak przeciwciała mogą stać się niebezpieczne dla innych organizmów. To sprawka tak zwanych haptenów - antygenów resztkowych. Tworzą one wokół wybranych białek cudzego organizmu otoczkę paraliżującą prawidłowy przebieg procesów życiowych. Na niebezpieczeństwo szczególnie narażeni są alergicy. U „uczuleniowców” pojawić się mogą wypryski na skórze, drętwienie kończyn, zawroty i bóle głowy, mdłości.
Bywa i tak, że hapteny rozbijają małżeństwa. Trudno o mądrą radę, gdy okazuje się, że organizm kobiety silnie reaguje alergicznie na spermę męża. Antygeny są także zdolne do zabójstwa, bo na skutek ich działania raptownie ustać może akcja serca. Tego typu interwencje, realizowane przez przedstawicieli układu immunologicznego z dala od strzeżonych granic, niektórzy nazywają misjami stabilizacyjnymi. Nie wszyscy jednak je akceptują.
Jedno jest pewne, system immunologiczny nie pozwoli się ignorować. Układ odpornościowy uznawany jest po nerwowym, za drugi pod względem swoistej inteligencji. Posiadł zdolności zapamiętywania i oceny bodźców, potrafi zareagować na impulsy w sposób optymalny dla bezpieczeństwa ludzkiego organizmu. W efekcie człowiek zazwyczaj nabywa odporność na choroby, o ile wcześniej będzie miał kontakt z infekcją lub otrzyma ochronne szczepienie. Czasami jednak odpowiedź prewencyjna za strony limfoPretorian bywa niewspółmiernie silna w stosunku do zagrożenia.